poniedziałek, 22 marca 2021

Czy nasi przodkowie byli w sobie zakochani?

    Dzień Zakochanych minął ponad miesiąc temu, ale teraz naszła mnie refleksja. 

Czy nasi przodkowie byli w sobie zakochani?

 Znając historie naszych babć, ich mam oraz babć, które były przekazywane z pokolenia na pokolenie oraz wiedząc jaką mieliśmy historie świata - kiedyś znaczna większość małżeństw była narzucona małżonkom. 

Im dalej zakopiemy się w historie to tych sytuacji było więcej. Nasze babcie, w większości przypadków, mogły już wybrać sobie partnera, nie mówiąc tu nawet o miłości. Historia małżeństw naszych rodziców to już głównie miłość. W obecnych czasach nie znam historii moich rówieśników, którzy byli przez rodziców zmuszeni do małżeństwa. 

    Analizując akty małżeństw moich przodków zwłaszcza te osiemnastowieczne, to duża część kobiet wychodzących za mąż nie miała skończonych 20, a nawet 18 lat. Klasyczne było to 16 lat, z pojedynczymi młodszymi przypadkami. Mężczyźni byli średnio kilka lat od nich starsi. Czasem całkiem dużo. I nie mogę uwierzyć, pamiętając jeszcze jak ja miałam 16 lat, że moja rówieśniczka mogłaby prawdziwie pokochać i chcieć wyjść za mąż za 30-40 latka, albo jeszcze kogoś starszego. Nie mówię, że jest to niewykonalne, ale mam wręcz pewność, ze w 99% przypadków było to tzw. kojarzenie par. Starszy już ustatkowany wdowiec, z nierzadko kilkorgiem dzieci i dużym gospodarstwem, po śmierci żony zostaje z tym sam i szuka kobiety która mogłaby zająć się tym dobrodziejstwem:) Choć nie wiem czemu wybierał aż tak młodą dziewczynę, ale pewnie chciał mieć pewność, że jeszcze zdąży urodzić mu większą gromadkę dzieci :) 

    W mojej rodzinie od dawien dawna utrwalana jest historia moich pradziadków, rodziców mojej babci Zenony, którzy umarli 4 lata po sobie, a konkretnie - prababcia w 4 rocznicę śmierci swojego męża. Ja nie jestem zwolenniczką tej teorii, że umierając chciała umrzeć tego samego dnia. Bzdura. Później poznałam prawdę - umarła po nieudanym zabiegu ginekologicznym. Tak zwana "Mądra Baba" przebiła jej macicę i jednak okazało się, że nie była taka mądra... Choć ich miłość nie jest wykluczona, gdyż będąc pierwszym synem swojego ojca, pradziadek mógł zostać w rodzinnym domu, a wybrał przeprowadzkę do miejscowości swojej żony oddalonej 20km. Więc nie brałabym za pewnik tego, że prababcia z miłości do niego chciała zostawić czwórkę malutkich dzieci, zwłaszcza, że podobno była bardzo dobrą kobietą.

    Moja praprababcia od strony mamy, Franciszka, chwilę po skończeniu 18 roku życia wyszła za 45 letniego rolnika, wdowca po żonie zmarłej pół roku wcześniej. Po czterech miesiącach małżeństwa, małżonek zmarł. Więc 18-letnia Franciszka została wdową z dziećmi męża. Wróciła zatem do domu rodzinnego. Cztery lata po śmierci pierwszego męża, zawarła drugie małżeństwo z moim prapradziadkiem Janem i po bardzo krótkiej, półrocznej ciąży😁, urodziła synka, brata mojego pradziadka :) Krótkie ciąże zdarzały się również wtedy :)) Pozwala mi to domniemywać, że Jana i Franciszkę mogło łączyć uczucie :)

    Moi pradziadkowie od strony taty w 1939 roku wzięli ślub. I w akcie małżeństwa stoi, że zarówno Pan młody jak i Panna młoda mieszkali w jednym domu, ale ona określona była tam jako służąca. I po tym zdaniu czytelniku może przyjść Ci do głowy, że mój pradziadek Władysław był jakimś bogatym człowiekiem i miał wielki dwór i ożenił się z jedną ze służących popełniając mezalians ......i byłbyś w błędzie :) Nie byli oni bogaczami. Określiłabym ich jako tak samo biedni jak wszyscy wkoło. Według mnie mieszkali ze sobą przed ślubem bez przymusu :) 

    Ale ta historia teoretycznego mezaliansu mogła się wydarzyć i wydarzyła się 44 lata wcześniej. Jest to historia przekazywana z pokolenia na pokolenie, ale powiedziałabym, że najmniej zniekształcona jaka być może po tylu latach, ponieważ moja praprababcia przekazała ją swojej wnuczce, a ona przekazała ją mnie. A konkretnie mój prapradziadek Józef, choć od strony matki najprawdopodobniej był powiązany szlachecko, to nie powiedziałabym, że pieniężnie jakoś to na niego bardzo przeszło :) Podobno mieli spore gospodarstwo w miejscowości rodzinnej i dlatego potrzebowali kogoś do pomocy. I pomagała tam Marcjanna z którą wziął ślub i wyprowadzili się razem do Dąbrowy Górniczej. Między Józefem a Marcjanną, a Władysławem i Stanisławą z historii sprzed chwili jest powiązanie takie, że Józefa i Marcjanny wnuk Ryszard oraz Władysława i Stanisławy córka Wiesława byli małżeństwem. 

    Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie zawarte w temacie tego postu to odpowiedziałabym TO ZALEŻY:) Na pewno są historie, takie jakie opisałam wyżej, ale im dalej w historyczny las tym ich będzie mniej. Takie historie mogą przetrwać tylko przekazywane z pokolenia na pokolenie, dlatego nie zapomnijmy opowiedzieć o nich swoim dzieciom :)

Pozdrawiam

Justyna


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz